Alonso i McLaren zaryzykowali, ale diabelska sztuczka w GP Wielkiej Brytanii im się nie udała. Sztuczka, w jakiej specjalizował się Michael Schumacher - zwycięstwa na przekór, pokonanie kierowców dysponujących szybszym sprzętem. Chodzi o to, by być z przodu po ostatniej rundzie pit-stopów. Wtedy w finałowej fazie wyścigu można kontrolować tempo i nawet kokurenta w znacznie szybszym aucie utrzymać na dystans. Paru rywali Schumachera poznało uczucie bezsilności, jakie towarzyszy takiej przegranej.
Na coś takiego Ferrari i Raikkonen okazali się jednak za szybcy. W kluczowej fazie - przed drugim (i ostatnim) pit-stopem - Alonso robił, co mógł. Wykorzystywał całą szerokość toru, całą szerokością auta wyjeżdżał na krawężniki, opóźniał hamowanie. Uzyskał przewagę 5,5 sekundy i zjechał zatankować. Raikkonen miał jednak w swoim Ferrari paliwa więcej aż na sześć okrążeń - tyle nawet nie potrzebował. Podkręcił tempo i po swoim pit-stopie był już liderem. Na pierwszym pełnym okrążeniu uzyskał czas lepszy niż notował wcześniej jadąc z pustym bakiem, jak gdyby chciał pokazać, jak wielkie rezerwy drzemały w jego Ferrari. Było po zabawie.
Po nie do końca zrozumiałej słabszej formie w Kanadzie i Stanach, Ferrari złapało wiatr w żagle. Tydzień wcześniej, po powrocie do Europy, Raikkonen i Massa odnieśli gładkie podwójne zwycięstwo we Francji. Dla Fina wyścigi w Magny- -Cours i Silverstone przebiegły według bardzo podobnego szablonu - jazda na drugim miejscu od startu i podkręcenie tempa w kluczowym momencie, tuż przed drugim pit-stopem. Tym razem ofiarą padł Felipe Massa.
Jeśli ktoś potrzebował potwierdzenia, to je otrzymał - po raz kolejny potwierdziła się stara prawda F1: jesteś tylko tak dobry, jak pokazałeś to w swoim ostatnim występie. Przed zwycięstwami we Francji i Wielkiej Brytanii, Raikkonen był pod ostrzałem ze wszystkich stron - że myślami buja nie wiadomo gdzie, że nie pracuje wystarczająco ciężko, że mu nie zależy; pojawiły się nawet spekulacje, że Ferrari rozważa zastąpienie Fina... Nico Rosbergiem z Williamsa i rozgląda się za sposobem jak to zrobić(!).
Po czym Kimi odnosi dwa szybkie zwycięstwa i z miejsca ląduje na pomniku. Teraz okazuje się, że wszyscy go poklepują po plecach, że w niego wierzyli, że go wspierali, że jest przyszłością swojego zespołu. Raikkonen prawdopodobnie zadaje sobie pytanie, kto tu zwariował - on czy media? Albo raczej zwyczajnie ma to w nosie.