Faktycznie, miastom nie można w nieskończoność zabierać terenów zielonych i budować tam betonowych coraz szerszych ulic. Samochody obok siebie już się nie mieszczą. Ale nad nimi jest niebo - przestrzeń realnie pusta i niewykorzystana. Zupełnie nieprawdopodobny wybuch popularności dronów i lawinowo rosnący ich rynek wskazuje, że przestrzeń nad naszymi głowami, ulicami i domami ma wielki, dotąd niewykorzystany potencjał.
Od dawna próbowano, nawet z dobrymi wynikami, stworzyć latający samochód. Technicznie nie jest to specjalnie trudne. Trzeba zbudować samochód ze skrzydłami i już. Niestety, do startu i lądowania jest potrzebne zwykłe lotnisko, nierealne do zbudowania w każdym mieście i miasteczku. Idea Ubera jest inna - widząc jaką popularnością cieczą się wynajmowane na krótki czas elektryczne rowery, hulajnogi i coraz częściej samochody należy stworzyć niewielkie elektryczne taksówki podobne do dronów, które wielokrotnie szybciej niż tkwiące w korkach samochody, będą mogły rozwozić po mieście pasażerów, z możliwością dotarcia prawie wszędzie, a nie tylko tylko do leżącego często daleko za miastem lotniska.
Takie latające samochody są bardzo skomplikowane, więc nie można oddać ich w ręce nieprzygotowanych osób, co oznacza, że na początku będą to na pewno pojazdy "z kierowcą", czyli realnie z pilotem. W Uberze prace nad takim pojazdem są już mocno zaawansowane, a pokazywane czasem prototypy to już nie rysunki, ale realnie działające konstrukcje. Nie ma w tym żadnej magii i sensacji, bo w armiach całego świata istnieją już całkiem niezłe i rozmiarowo różne drony elektryczne potrafiące transportować coraz większe ładunki. Baterie elektryczne też są coraz lepsze i wydajniejsze, więc wytwarzanie baterii dających zasięg 100 czy 150 km jest już realne. (Uber ma badania, że w mieście większy zasięg jest zupełnie niepotrzebny i ekonomicznie nieuzasadniony.)
W rozwiązaniu Ubera takie taksówki mogą lądować i czekać na klienta tylko w wybranych, ale licznych miejscach, gdzie będą stały ładowarki. Nawet nie w przyszłości, ale przy już istniejących technologiach cały projekt jest prawie od zaraz realny i wykonalny. A zrobienie na wybranych już istniejących placach czy dachach takich minilotnisk, a właściwie przystanków samolotowych, jest łatwe. W wielu miastach świata helikoptery już wożą pasażerów z wybranych hoteli na lotniska. Te małe "drony" od helikopterów byłyby mniejsze, cichsze (elektryczne!), dużo prostsze i dużo tańsze.
Uber twierdzi, że budowanie różnych wersji jest już bardzo zaawansowane, prototypy bezpiecznie latają, spisują się świetnie, a jedyny prawdziwy problem to dogadanie się na całym świecie z twórcami prawa lotniczego, bo przecież takie coś nad naszymi głowami i domami, nawet cichutkie, to jednak niewątpliwie statek powietrzny ze wszystkimi tego konsekwencjami. Sprawie bardzo przyglądają się zarówno wielcy producenci samolotów, jak i helikopterów, chociażby Boeing czy Bell oraz producenci... samochodów.
A nawet nie tylko przyglądają, ale w tajemnicy intensywnie "dłubią" swoje prototypy. Temat nie jest warsztatowo bardzo trudny, więc oprócz wielkich koncernów pojawiają się z wyśmienitymi pomysłami niewielkie grupy inżynierów, np. ze Słowenii. Infrastruktura tych minilotnisk też nie jest trudna - tylko w USA firmy i ludzie mają już gotowych prawie 6 tysięcy lądowisk helikopterowych używanych często przez 5 minut tygodniowo.
Na razie Uberowi chcą (dosłownie) przychylić nieba Stany Zjednoczone i pozwolić na wszelkie, już konkretne testy, bo konserwatywna Europa ma potężne zaplecze intelektualno-konserwatywne i potężną wiedzę, że na pewno nic z tego nie będzie. Co często kończy się następnym etapem, w naukach społecznych zwanym przebudzeniem z ręką w nocniku. Uber wie dokładnie, że w każdym kursie taksówki ponad połowa kosztów to płaca kierowcy. Stąd małe "drony dla ludzi" tylko przejściowo mają być z pilotami, a docelowo (prace już są zaawansowane) będą latały autonomicznie (na niebie jest dużo więcej miejsca, niż na drodze) i wtedy będą nie tylko zdecydowanie szybsze, ale nawet tańsze od samochodu.
Uber ma dryg do udanych interesów. Na pierwszy rzut oka pomysł latających taksówek brzmi mocno abstrakcyjnie i futurystycznie. A może jednak realne? W początkach motoryzacji "bryczka bez koni" też wzbudzała rechot i politowanie. I wymagała wynajęcia człowieka z flagą, który musiał iść przed takim durnowatym pojazdem. Dziś mamy trzy miliardy aut. A trochę luzu na ulicach się przyda.
Komentarze
~M, 2020-03-22 11:32:06
~Diana, 2019-07-10 19:37:24
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?