Mistrzostwa Polski Kii Picanto: Kia Lotos Race, czyli nie ma zmiłuj!

Jeśli jest gdzieś samochodowe akwarium z piraniami, to właśnie tu. Kia Lotos Race to takie wyścigi, w których taryfy ulgowej nie miałby nawet Sebastian Vettel.

Po starcie agresja kipi i trzeba ostro walczyć o każdy kawałek asfaltu. I tak jest przez cały wyścig...
Aktualne ceny nowych samochodów:
 
JUŻ OD 47 900 PLN
Dostępne nadwozia: hatchback-5
SPRAWDŹ OFERTY

Kocioł jest nie do opisania. A widok po starcie z ostatniego pola mam znakomity. Przy dojściu do pierwszego zakrętu każdy centymetr kwadratowy toru jest zajęty, auta niemal stykają się zderzakami, każdy próbuje znaleźć sobie miejsce tam gdzie go nie ma, ktoś usiłuje przebić się po zewnętrznej, ktoś inny znalazł lukę po wewnętrznej i wchodzi „pod pachę” od razu dwóm innym. Patrzysz na to i próbujesz utrzymać swoją pozycję, bo jakimś cudem zyskałeś kilka miejsc. Chcesz po prostu jakoś te kilka–kilkanaście sekund po starcie przeżyć; za chwilę – wyobrażasz sobie – będzie spokojniej, kolejność się ułoży i stawka zacznie jechać gęsiego. Po chwili pierwszy zakręt to już historia, tylko kilka lusterek bocznych telepie się po asfalcie.

Z wyczynowym zawieszeniem

Nie ma chyba bardziej niepozornego, bardziej oddalonego od jakiegokolwiek sportu samochodu niż Kia Picanto. Mówisz „Picanto” i myślisz o wszystkim, tylko nie o wyścigach. Tor? A co to jest tor? A jednak jakimś sposobem Kia potrafi ze stawki samochodów, napędzanych 1,2-litrowymi silnikami, wykrzesać świetne wyścigi. Auta mają seryjne silniki, a przez to że są porządnie dotarte, mają często zmieniany olej i „wolny” wydech (bez tłumików), zamiast fabrycznych 85 rozwijają 90–95 KM. Mają kompletnie wybebeszone wnętrze, dzięki czemu ważą 840 kg, z przodu są założone wyczynowe klocki hamulcowe, z tyłu natomiast zostają stuprocentowo seryjne bębny; na pokładzie jest też idealnie seryjny układ ABS. Seryjne są również opony, takie same dla wszystkich – Barum Bravuris 2 o rozmiarze 195/45 R15. Totalnie zmienione jest za to zawieszenie maluchów – z wyczynowymi sprężynami i amortyzatorami (odpowiednio: firm HR i Bilstein) oraz regulacją wysokości przodu i tyłu. Daje to spore pole do zabawy z ustawieniami – bardzo dużo można zyskać (lub stracić) bawiąc się wysokością, geometrią oraz ciśnieniem opon (na suchej nawierzchni do 6 atmosfer).

Ogarniaj, co się dzieje. Jeśli kogoś wstrzymujesz, przepuść, oni to docenią. Ale rób swoje.

Szanować każdy skrawek sekundy

Małe Picanto w niesamowity sposób uczy – a w każdym razie powinno uczyć – dyscypliny oraz szanowania prędkości. Jak masz 500-konne auto, to minimalną stratę gdzieś w zakręcie często odrobisz na kolejnej prostej. Natomiast tu nie ma czym. Czy za bardzo odhamujesz, czy będziesz musiał coś korygować, czy wpadniesz w mały poślizg, czy też źle wyjdziesz z zakrętu – tracisz skrawki czasu, których nigdy już nie odzyskasz. Mając tylko 90 koni, uczysz się szanować każdy jeden kilometr na godzinę.

Jedziesz i robisz swoje

„Czy ja w jakikolwiek sposób mam się z nimi ścigać?” – nie jesteś tego pewien. Wszyscy zawodnicy jadą swoimi samochodami, walczą o zwycięstwa, punkty i miejsce w klasyfikacji. Ty jesteś „jednorazowy”, startujesz okazjonalnie, jednym z aut dla tzw. VIP-ów. Okazja wzięcia udziału w wyścigu jest niesamowita, ale dobrze wiesz, że mało kto bierze Cię na poważnie.

Zdecydowana większość regularnych zawodników jest daleko poza zasięgiem. To kierowcy, którzy ścigają się Picanto nie pierwszy rok, doskonale wiedzą co robią, znają auto, jego ustawienia, wszystkie tory i siebie nawzajem na wylot. Są nieprawdopodobnie agresywni, szczególnie po starcie. Wykorzystają każdą możliwość, wepchną się w każdą lukę, wykorzystają każdy błąd. Jeśli jadą tuż za tobą, to swoje zdanie o twojej jeździe często wyrażają uderzeniem w zderzak.

„Jedziesz swoje i jak najbardziej się ścigasz” – rozwiewa wątpliwości Krzysiek Tobiasz, mechanik, który opiekuje się autem. Wcale nie jest zaskoczony pytaniem. „Ale ogarniaj, co się dzieje. Jeśli zauważysz, że kogoś straszliwie wstrzymujesz, to przepuść. Oni to docenią. Ale jeśli widzisz, że możesz powalczyć, to nie przepuszczaj. Rób swoje.”

Czterech ławą w zakręt

Po wyjściu z pierwszego zakrętu stawka wcale nie układa się w wężyk. Drugi zakręt wygląda tak samo jak ten po starcie, trzeci i czwarty też. Na twoich oczach cztery auta pakują się w niego ławą, obok ciebie jadą kolejne, w lusterku widzisz przednią szybę kolejnego. Dzieje się tyle, przeciążenie napływu informacji jest takie, że wszystko staje się aż nierealne – hamujesz, przyspieszasz, skręcasz, kontrolujesz ilu i gdzie konkretnie jedzie obok ciebie kierowców – jakby wszystko działo się obok, jakbyś udział brał w tym tylko wirtualnie.

Jeśli wyścig się dla ciebie uspokoi – nie będzie nikogo bezpośrednio przed ani za tobą – możesz skoncentrować się na czystej jeździe. Spróbować poszukać ułamków sekund. Jesteś zaskoczony, że twoje ostatnie okrążenie okazało się najszybszym, jakie przejechałeś przez cały weekend. Oznacza to, że pole do poprawy jest ogromne. Może następnym razem zamiast z ostatniego, udałoby się wystartować z przedostatniego miejsca...

W ubiegłym roku tytuł zdobył Bartłomiej Mirecki – w swoim pierwszym sezonie startów. A w roku 2013 z rozpędu obronę tytułu rozpoczął od zwycięstwa w obu wyścigach podczas pierwszej rundy na Hungaroringu.

amis

Zobacz również:
REKLAMA