Formuła 1 ma problem. Na imię mu "afera szpiegowska", która wybuchła po znalezieniu u głównego projektanta McLarena wewnętrznej dokumentacji Ferrari. Sprawa wlecze się od czerwca, a McLaren już raz udowodnił swoją niewinność. Teraz pojawiły się nowe dowody w sprawie; jeśli okaże się, że zespół ma jednak coś na sumieniu, może zostać wykluczony z mistrzostw w tym i przyszłym roku. Niezależnie od werdyktu, już na tym cierpi sport.
A także biznes. Sponsorzy dbają o swoje dobre imię, a do F1 przychodzą skuszeni wizerunkiem i rozgłosem. A jaki wizerunek tworzy udział w czymś, gdzie miesiącami głównym tematem jest szpiegostwo przemysłowe? Gdzie atmosferę zatruwają policyjne śledztwa, cywilne pozwy, przecieki do prasy (wiele wskazuje na to, że przeważnie "ręcznie sterowane"), podejrzenia i atmosfera skandalu. Jaki rozgłos np. wielkiej korporacji telekomunikacyjnej przynosi informacja, że "oficjalne czynniki" zwróciły się do niej o udostępnienie billingów rozmów kierowców i innych członków zespołu? Jakie sukcesy PR-owe można odnieść podczas Grand Prix, kiedy zamiast analizowania i komentowania wydarzeń na torze, gdzie walka idzie o ułamki sekund i zwycięstwo w wyścigu - a w końcu o koronę mistrza świata - nie mówi się o niczym innym jak o "nowych dowodach w sprawie", pada słowo sabotaż, zwołuje się kolejne nadzwyczajne posiedzenie Światowej Rady Sportów Motorowych FIA, wisi groźba bezprecedensowej dyskwalifikacji. Który sponsor chce, by dobre imię jego firmy było łączone z czymś takim?
W atmosferze o podobnym zapachu łatwo zapomnieć, że tymczasem na torach mamy jedne z najlepszych, najbardziej wyrównanych i zaciętych mistrzostw świata od wielu lat. Na cztery wyścigi przed końcem sezonu o tytuł wciąż rywalizują Lewis Hamilton, Fernando Alonso, Kimi Raikkonen i Felipe Massa, chociaż po nieudanym dla Ferrari GP Włoch dwaj ostatni stracili nieco dystans w klasyfikacji. Od początku sezonu for- ma czołowych zespołów - McLarena i Ferrari - jest niezwykle zbliżona. Tak było podczas ostatnich dwóch GP - Turcji i Włoch. Na torze pod Stambułem McLaren nie miał recepty na szybkość aut Ferrari, a Felipe Massa i Kimi Raikkonen bez większych problemów dowieźli do mety "czerwony" wynik 1-2. Po solidne trzecie miejsce zmierzał lider klasyfikacji Hamilton, ale na jego drodze stanął pech w postaci jednej z opon. Rozerwana guma, przymusowy postój i strata, którą wykorzystał Alonso, wskakując na podium. Słabiej poszło Robertowi Kubicy - źle dobrana strategia, z krótkim okresem między startem a pierwszym tankowaniem, sprawiła, że polski kierowca tracił miejsca podczas postojów w boksach na rzecz zawodników w wolniejszych autach. Udało się uratować dopiero ósme miejsce.
Komentarze
auto motor i sport, 2007-12-17 09:32:35
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?