Dyskusje nad nową normą toczą się w Unii od czterech lat, wreszcie w listopadzie 2022 roku Komisja Europejska przedstawiła propozycję przepisów. Główne założenia polegają na określeniu nowego limitu emisji tlenków azotu (NOx) na poziomie 60 miligramów na kilometr i tlenku węgla (CO) na 500 mg/km. Takie same wartości mają obowiązywać dla silników benzynowych i tych zasilanych olejem napędowym. To w miarę łagodne podejście, nawet jeśli w wypadku diesli oznacza zmniejszenie emisji tlenków azotu o połowę. Euro 7 zawiera i inne punkty – osobowe auta z silnikami spalinowymi muszą utrzymywać wartości określone w Euro 7 przez 10 lat i przez ponad 200 000 km, czyli dwa razy dłużej niż w wypadku aktualnej normy.
Euro 7 - elektryki i ciężarówki
Euro 7 dotyczy też samochodów elektrycznych, ponieważ nakazuje redukcję pyłów powstających podczas ścierania się okładzin hamulcowych i opon. Dopuszczalną ilość cząstek powstających podczas hamowania projekt określa na 7 miligramów na kilometr od 2025 roku i 3 mg/km od roku 2035. Pomiary ścieralności mają być dokonywane na specjalnych stanowiskach do badania komponentów. W wypadku aut elektrycznych ta granica ma zostać obniżona (jeszcze nie określono do jakiego poziomu), ponieważ rzadziej wykorzystuje się w nich do hamowania hamulce przy kołach. Nie obejdzie się jednak bez zastosowania nowych technologii, jak specjalne pokrycie tarcz hamulcowych czy filtry. Także akumulatory samochodów elektrycznych muszą według projektu spełniać określone warunki w zakresie trwałości, jednak pokrywają się one z celami, które pod tym względem postawili sobie sami producenci.
W odróżnieniu od poprzednich norm, Euro 7 dotyczy nie tylko samochodów osobowych, lecz także użytkowych – od dostawczych po autobusy i ciężarówki. Ciężkie samochody dostawcze mają przejść na nową normę dwa lata później niż osobowe i dostawcze.
Euro 7 - nagrzewanie katalizatora
To, ile szkodliwych substancji wydobywa się z rury wydechowej auta ma być nadal badane podczas testów na zwykłych drogach podczas jazdy w rzeczywistych warunkach, czyli w trybie RDE (real driving emissions). Jednak nie określono jakie konkretnie mają to być warunki, a to utrudnia inżynierom prace nad rozwiązaniami technicznymi, które umożliwiłyby spełnienie norm.
Wiadomo w każdym razie, że w czasie jazdy na dystansie 10 km pojazd mógłby wyemitować 600 mg tlenku azotu. Rozruch na zimno, od którego zaczyna się test, pochłonie dużą część tego limitu zanim jeszcze samochód pokona kilometr potrzebny do takiego rozgrzania spalin, by katalizator mógł zneutralizować ten gaz. W wypadku silnika benzynowego wymagana temperatura wynosi 350 stopni Celsjusza, a diesla 220 stopni, przy czym silnik benzynowy nagrzewa się szybciej.
Trzeba więc zmniejszyć ilość NOx wydalanego podczas rozruchu silnika, najlepiej poprzez nagrzanie katalizatora. Trwają badania nad wykorzystaniem do tego celu komponentów elektrycznych pracujących pod napięciem 48 woltów. Pozwalają one na dwukrotnie szybsze nagrzanie katalizatora w dieslu do temperatury umożliwiającej neutralizację tlenku azotu i przydają się też w trójdrożnych katalizatorach w silnikach benzynowych.
Wiele kwestii pozostaje wciąż otwartych. W jaki sposób akumulator ma zaopatrywać w energię system nagrzewania katalizatora, gdy jest rozładowany? Czy nagrzewanie go powinno się zaczynać już w chwili otwarcia zamków w aucie? Czy warto wyposażać system nagrzewania w dmuchawę? Czy podczas rozruchu na zimno powinno się ograniczyć moc i moment obrotowy silnika? I jak system łagodnej hybrydy miałby optymalnie wspomagać rozgrzewanie silnika do temperatury roboczej?