Podróż do Albanii w VW Amarok

Pod względem kulturowym i mentalnym od Albańczyków dzieli nas odległość większa niż geograficzne 1300 km. Albania to prawdziwy raj dla miłośników off-roadu oraz pięknej, surowej przyrody. Ale powodów, dla których warto się tu wybrać jest znacznie więcej.  

Podróż do Albanii VW Amarok
Dno rzek najczęściej wypełniają otoczaki, bezpieczne dla opon. Wnętrze Amaroka, mimo że woda sięgała progów, okazało się szczelne
Aktualne ceny nowych samochodów:
 
JUŻ OD 172 297 PLN
Dostępne nadwozia: pick-up-4
SPRAWDŹ OFERTY

Powiewy ciepłego wiatru od Morza Adriatyckiego i letnie temperatury (w południe niemal 30˚ C) sprawiają, że jesień w Tiranie wygląda zupełnie inaczej niż w Warszawie. W głowie kołacze myśl, że nawet można by tu zamieszkać. Jednak plan naszej eskapady nie pozwala zbyt długo rozważać tego pomysłu. Przed zmrokiem mamy dotrzeć do obozowiska w samym sercu albańskich Alp, na terenie Parku Narodowego Thethit. Pospiesznie pakujemy ekwipunek na pakę Volkswagena Amaroka i ruszamy w drogę.

Cywilizacja inaczej
Na ulicach Tirany panuje ogromny ruch. Szybko zauważamy, że przepisy to tutaj rzecz umowna. Pierwszeństwo ma ten, kto jest bardziej odważny. A tej cnoty Albańczykom nie brakuje. Po stanie blacharki i lakieru samochodów widać, że każdy chce postawić na swoim. My, chociaż siedzimy w solidnym pick-upie, nie mamy takich ambicji. Krajobraz za oknem przypomina połączenie jarmarku ulicznego z placem budowy.

Po liczbie mijanych sklepów motoryzacyjnych, warsztatów i myjni samochodowych można się zorientować, że auta otacza się tu kultem. Być może dlatego, że aż do 1991 roku posiadanie własnego samochodu było w Albanii zakazane. Motoryzacyjny boom nastąpił dopiero po upadku komunizmu, a auto błyskawicznie stało się wyznacznikiem statusu społecznego. Potwierdza to nasza kolejna obserwacja – niemal 70% wszystkich pojazdów to Mercedesy, bardzo pełnoletnie. Albańczycy chwalą ich wytrzymałość i to, że łatwo je naprawić prostymi narzędziami, choćby młotkiem i drutem.

Kolumna naszych pick-upów wygląda tu nierealnie i mocno rzuca się w oczy na tle surowego krajobrazu. Delektujemy się jazdą, korzystając z dobrodziejstw, jakie daje przestronna kabina Amaroka. Pod maską naszego egzemplarza mruczy 2-litrowy 140-konny silnik TDI. Auto jest wyposażone w stały napęd na obie osie (4Motion), system nawigacji satelitarnej i, co ważne w tym upale, w dwustrefową automatyczną klimatyzację. Zawieszenie jest miękkie, więc sprawnie rozprawia się z poszczerbioną nawierzchnią, a nawet z kilkunastocentymetrowymi uskokami asfaltu. Zostawiamy za sobą stolicę Albanii i jedziemy na północ w kierunku Szkodry.

Albania to kraina Mercedesów. Ale przede wszystkim kraj serdecznych, choć ubogich ludzi

Kolejne kilometry połykamy błyskawicznie. Jazdę urozmaicają nam popisy albańskich kierowców – wyprzedzanie na trzeciego okazuje się tutaj normą. Obserwujemy to z niemałym przerażeniem, jednak poza nami nikt nie robi z tego sensacji. Nawet policja.

Na półmetku
Po mniej więcej dwóch i pół godziny jazdy i pokonaniu ponad 100 km docieramy do ruin zamku Rozafat. Jest południe, przed nami tylko 100 km, a do zmroku zostało jeszcze 6,5 godziny, czyli – pełny spokój i luz. Jednak tuż za miastem nagle kończy się asfalt, a wraz z nim cywilizacja. Droga robi się wąska, najpierw szutrowa, potem mocno kamienista.

Szybko zaczynamy doceniać zalety prawdziwie terenowych opon, program jazdy terenowej Hill Descent Control (ABS działa wtedy wydajniej na podłożach o luźnej nawierzchni) oraz spory prześwit Amaroka, wynoszący 265 mm. Tempo jazdy spada do 7-10 km/h, najczęściej korzystamy z pierwszego i drugiego biegu. Droga wije się ku górze, a słowo „szerokość” nabiera zupełnie nowego znaczenia. Szczególnie kiedy jedną stroną samochód przytula się do skalnej ściany, a koła drugiej próbują utrzymać się na skraju urwiska.

Nad głowami mamy niczym nie zabezpieczone kamienie i drzewa, trzymające się gruntu jedynie końcówkami nagich korzeni. W takich warunkach samochód z napędem na cztery koła jest czymś oczywistym, a przynajmniej tak nam się wydaje, do czasu, kiedy naprzeciwko pojawia się wyładowana drewnem po brzegi NRD-owska IFA albo Mercedes serii T1, czyli miejscowy liniowy autobus. Kolumna naszych Amaroków musi się wycofać, by znaleźć miejsce na mijankę. Poruszamy się profesjonalnym autem terenowym, a mimo wszystko i tak czasami szorujemy podwoziem o podłoże, tym bardziej podziwiamy kierowców, którzy cywilnymi busami przemierzają te niedostępne drogi.

Podróż do Albanii VW Amarok
Zimą w górach deszcz pada obficie, wypełniając koryta rzek po brzegi wodą

Co jakiś czas mijamy tablice upamiętniające tych, którym nie udało się dotrzeć do celu. Aż trudno uwierzyć, że na tym pustkowiu mieszkają ludzie. Domy pojawiają się znikąd i równie szybko znikają, niektóre są zamieszkane, niektóre to już tylko ruiny. Pozostawili je ci, którzy przegrali z surowym krajobrazem. A takich ludzi musi być sporo – ponad połowa Albańczyków mieszka poza granicami kraju, a połowa tych, którzy zostali przeniosła się do miast. Życie w górach, z dala od cywilizacji, to wyzwanie. Liczyć można wyłącznie na siebie lub na nielicznych sąsiadów.

Tymczasowy dom
Późnym wieczorem docieramy do obozowiska. Nocleg w namiocie rozbitym nad brzegiem górskiego strumienia jest niesamowitym przeżyciem. Cywilizację zostawiliśmy daleko. Kuchenkę zastępuje nam ognisko, zamiast lampy świeci rozgwieżdżone niebo, a zamiast Facebooka są prawdziwe rozmowy.

Zmęczeni drogą szybko zasypiamy w ciepłych śpiworach. Poranna toaleta w krystalicznie czystej i lodowatej wodzie to dopełnienie wrażeń minionego dnia i nocy. Szybkie śniadanie, pakowanie sprzętu i ruszamy w drogę powrotną. Jeszcze tylko ostatni szczyt (niemal 2 tysiące metrów nad poziomem morza), długi odcinek zjazdowy i docieramy do asfaltowej drogi. Okazuje się, że asfalt pojawia się dużo wcześniej niż się spodziewaliśmy. Sprezentowała go Unia Europejska – niemal 10 km położone w 1,5 miesiąca! To uzmysławia nam, że trzeba się spieszyć, z odkrywaniem surowej Albanii, zanim ten kraj się zmieni i zadepczą go turyści. A byłoby szkoda.

Kiedy, jak, za ile?
Kiedy jechać
Na wybrzeżu, tak jak w pozostałych krajach bałkańskich, lato jest upalne i suche. Jeśli ktoś chce wyruszyć w góry, najlepiej by zrobił to między wiosną a wczesną jesienią. Późną jesienią i zimą padają ulewne deszcze, a wyższe partie gór są zasypane śniegiem.
Koszty
Do Tirany nie ma z Polski bezpośrednich połączeń lotniczych. Trzeba wykupić lot z przesiadką, np. w Wiedniu; bilet w obie strony kosztuje 1050 zł. Do Albanii można się wybrać przy okazji urlopu w Chorwacji – z Makarskiej do Szkodry jest tylko 350 km. Cena paliwa – ok. 188 LEK za litr, czyli 5,70 zł. Koszt wynajmu Mitsubishi Pajero to około 200 zł za dobę.
Kuchnia
Albańska kuchnia ma korzenie bałkańskie, ale sporo w niej też wpływów greckich czy tureckich. Polecamy baraninę, kurczaka w orzechach albo smażone wątróbki doprawiane słonym serem. Tanią i popularną przekąską jest byrek (zastępuje chleb), deserowy przysmak to bakława. Obowiązkowo trzeba też spróbować lokalnego wina.

Zobacz także:
Zobacz również:
REKLAMA