Koła samolotu mocno uderzyły o pas startowy lotniska w Helsinkach. Minutę wcześniej i 5 metrów wyżej z kompletnej bieli wyłoniły się detale zabudowań. Lądowanie w takiej mgle i zadymce zapowiada walkę z żywiołem już od samego początku.
Nic z tego. Pierwszy odcinek trasy do Rovaniemi przejeżdżamy po suchej i gładkiej jak stół nawierzchni. Jedyne, co budzi respekt to posadzone gęsto wzdłuż drogi wielkie znaki ostrzegające przed fotoradarami. Nie kończący się las po obu stronach drogi z rzadka poprzecinany jest lśniącymi plamami zamarzniętych jezior. Monotonny, czarno-biały krajobraz, niezmienny przez setki kilometrów, nudzi się szybko. Jednak temperatura na wyświetlaczu i śnieżny pył tańczący pod kołami Tiguana przypominają nam, że już za 300 kilometrów miniemy Koło Podbiegunowe.
Zwierzęta na drodze
Z drzemki wyrywa mnie nagłe hamowanie. Tył auta niebezpiecznie zarzuca na pobocze, a za nami gwałtownie zatrzymuje się reszta kolumny Volkswagenów.
– Renifer! Zobaczcie! Prawdziwy! Podekscytowany głos kierowcy zdradza powód manewru. Łapiemy za aparaty i porzucamy samochód na środku drogi. Zdziwione zwierzę, na które pierwszy raz ktoś zwrócił uwagę, przyspiesza znikając między drzewami.
– Pech! Żadnej sensownej foty – zniechęcony wracam do samochodu. To był pierwszy kontakt z dziką fauną Północy. Kolejny renifer pokazał się dwa kilometry dalej, potem były jeszcze stadko liczące pięć sztuk i dwa duże stada po kilkadziesiąt. Następnego dnia widok tych zwierząt był równie podniecający, co widok krów na pastwisku. Renifer tylko jeszcze raz zrobił wrażenie – na talerzu, polany sosem z borówek.
Nordkapp w zimie to metrowe zaspy i wyjący, przenikliwy wiatr. W takim miejscu ciepłe wnętrze auta kusi najbardziej
Mijamy koło polarne
Obowiązkowym punktem programu podróży po Finlandii jest wizyta w wiosce Świętego Mikołaja – czyli w lapońskim Disneylandzie. Staruszek przyjmuje dziennie setki gości, którzy chętnie pozbywają się kilkudziesięciu euro za pamiątkowe zdjęcie. Finowie zresztą zarabiają nawet na sprzedaży lodu. W sezonie budują z niego hotele i restauracje, przyciągające tłumy turystów – nocleg w pokoju z lodu i drink z lodem w szklance z lodu mogą roztopić zawartość portfela. Z nadejściem wiosny cały ten lodowy interes zasila tylko nurt pobliskiej rzeki.
Powyżej 66. równoleżnika, za Kołem Polarnym, krajobraz staje się bardziej surowy, a droga wymagająca. Asfalt pokrywa gruba warstwa lodu, zalegający na nim sypki śnieg sprawia, że każdy mijany pojazd podnosi z ziemi śnieżną kurtynę. Na moment widoczność spada do 5–6 metrów. – Włączcie przeciwmgielne i trzymajcie dystans przynajmniej 50 metrów – pada komenda przez krótkofalówkę. Jedziemy przecież w konwoju siedmiu Volkswagenów i droga hamowania na lodzie wydłuża się kilkakrotnie. – Uwaga, po lewej renifery! – Ale brzydkie, więc nie stajemy! (śmiech) – szpila musiała być.
Im dalej na północ, tym mniej zabudowań i często przez dziesiątki kilometrów nie spotykamy śladów cywilizacji. Po południu, które wygląda jak wieczór dojeżdżamy do Saariselki. W okolicy znajduje się zimowy tor testowy, gdzie poćwiczymy jazdę na śniegu i lodzie, bez ryzyka wylądowania w zaspie.