Nie wszystko w Słowenii rozwija się tak szybko jak gospodarka. Na przykład obsada kilku okienek na stołecznym lotnisku w Lublanie potrzebuje nieco więcej czasu, by uporać się z muzykami rosyjskiej orkiestry, objawiającymi wyraźne ślady kontaktu z wysokoprocentowymi napojami. I choć już wiadomo, że samolot do Wiednia znów wystartuje z opóźnieniem, personel Adria Airways w biało-błękitnych uniformach nawet nie udaje, że się spieszy. Ich ślamazarna drobiazgowość doprowadza do szału nie tylko rosyjskich instrumentalistów.
Za to na zewnątrz hali odlotów po pedanterii nie ma nawet śladu. Na parkingu chaos. Zakaz wjazdu to dla Słoweńców delikatna sugestia, której można się podporządkować, ale tylko jeśli ktoś ma dużo czasu. A przecież na lotnisku wszyscy się spieszą. Słychać więc trąbienie i krzyki, widać mało przyjazne gesty.
W Słowenii stykają się ze sobą wpływy sąsiada z północy, czyli Austrii, z gorącokrwistym temperamentem mieszkańców Włoch i Bałkanów. Wieczory Słoweńcy spędzają tak jak południowi Europejczycy w restauracjach, przy dobrym miejscowym winie i pysznym cieście o nazwie gibanica. To strudel z czterema różnymi nadzieniami. „Jesteśmy taką właśnie barwną mieszaniną. Nie potrafimy nawet uzgodnić jednego ulubionego gatunku piwa” – twierdzi Eva, kelnerka w restauracji „Spajza” w centrum Lublany. Opinie są podzielone między Laško i Union – to pierwsze, z zieloną etykietą, jest z Dolnej Styrii, drugie, opatrzone czerwoną nalepką, z Lublany.
![]() |
![]() |
![]() |
Słowenia to kraj obfitujący w kontrasty: senne miasteczko nad rzeką Soča, nocne życie w Lublanie, niespieszny ruch uliczny | ||
Względnie duża zgodność panuje natomiast co do ulubionych samochodów. Co czwarty Słoweniec decyduje się na auto z rombem na masce, czyli Renault. „Niektórzy nawet pytają, czy ich auto aby na pewno pochodzi z Novo Mesto” – opowiada Aleš Kalan, dealer Renault z Lublany. Tam, około 60 kilometrów na południowy wschód od stolicy, Francuzi produkowali swoje samochody już w epoce Tito.
Renault jest przedmiotem narodowego kultu. Przedsiębiorca Jani Grbac założył nawet fanklub Avantime’a. Ten model Renault odniósł chyba największą rynkową porażkę spośród wszystkich aut francuskiego koncernu. Grbac jeździ rzadkim egzemplarzem – napędzanym trzylitrowym silnikiem benzynowym, całym w perłowych brązach, z beżową skórzaną tapicerką. Większość nie jest aż tak ekstrawagancka. Kiedyś wszyscy jeździli R4, potem Clio produkowanym w Novo Mesto. Teraz ich serca podbija nowe Twingo.
Trasa niebieskiego malucha Renault w wersji GT prowadzi z Lublany do Bledu, gdzie wśród idyllicznych krajobrazów nad jeziorem rezydował niegdyś Tito. Spacerując wokół jego dawnej willi, w której dziś znajduje się hotel, odkrywamy znane nam skądinąd socjalistyczne relikty, jak identyczne latarnie w koszarowym stylu, pozbawione choćby odrobiny wdzięku, czy bloki z betonowych prefabrykatów. Nawet kolumny willi Bled na starożytne wyglądają jedynie z daleka. Również one zostały odlane z betonu. Nie umywają się nawet do zamku górującego nad jeziorem (pierwsza wzmianka o nim pochodzi z roku 1004) ani do położonego na wyspie kościoła St. Maria.
Nad brzegiem morza właściciel łodzi, Franc Bijol, potężną dłonią poklepuje dach samochodu: „Renault jest tak samo częścią Słowenii, jak moje łodzie są częścią tego jeziora” – twierdzi. Chce nam udowodnić, że jego drewniane łajby udźwigną więcej niż nieco ponad tuzin turystów. „Chcecie, to przewiozę wam Twingo na wyspę” – proponuje uprzejmie, podczas gdy my przyglądamy mu się sceptycznie. „Przewoziłem już Fiata 500 i Skodę Fabię” – zapewnia. „Bez obaw, te łodzie wytrzymują nawet ciężar amerykańskich turystów”. To żart, ale obwód bicepsów Franca nie pozostawia wątpliwości, że mógłby bez trudu załadować Twingo na pokład.
Komentarze
auto motor i sport, 2015-02-02 15:04:48
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?