Sebastien Loeb: mistrz kierownicy odchodzi na emeryturę

Kogoś takiego w sportach motorowych nie było nigdy. Zdobył pod rząd 9 tytułów mistrza świata i wygrał wszystkie możliwe rajdy - poznajcie Sebastiena Loeba.

Aktualne ceny nowych samochodów:
 
JUŻ OD 87 800 PLN
Dostępne nadwozia: hatchback-5
SPRAWDŹ OFERTY

Przed laty wydawało się, że niesamowite seryjne zwycięstwa Schumachera w F1 czy Makinena w rajdach nie tylko przejdą do historii, ale przetrwają wieki. Ale pojawił się skromny, cichy, z niebogatej rodziny Francuz Sebastien Loeb. Od 9 lat niepokonany mistrz świata, absolutny rekordzista wygranych rajdów – 78 zwycięstw, podczas gdy inni, ogłaszani niegdyś kierowcami wszech czasów uciułali tych victorii co najwyżej 20–30.

Loeb pochodzi z francuskiej prowincji. Od przedszkola miał dryg do sportu i rywalizacji. Potem nienachalnie skupiał się na nauce, ale przez całą podstawówkę z pasją uprawiał gimnastykę akrobatyczną. I to z bardzo poważnymi juniorskimi tytułami i medalami. Wróg sportów zespołowych – nie chce z nikim dzielić ani sukcesów, ani porażek. Zapatrzony w sporty motorowe jeszcze przed maturą zaniedbuje szkołę i na budowach zarabia pieniądze na pierwszy samochód i pierwszy motocykl.

Loeb wygrywa na ogół wyraźnie i czysto, w białych rękawiczkach

W lokalnych imprezach nie znajduje konkurentów, więc lokalny sponsor udostępnia mu Peugeota 106. Kolegę z podwórka, Daniela Elenę, wybiera na pilota i są sobie wierni do dziś. Guy Frequelin, legendarny szef działu sportu w Citroënie, szybko dostrzega Loeba, który w lepszych samochodach szybko zostaje mistrzem Francji i mistrzem świata w kategorii S1600. Robi się o nim głośno. Citroën daje Sebastienowi do ręki Xsarę WRC – broń straszną – i wysyła na mistrzostwa świata. W mig przychodzą błyskotliwe zwycięstwa. W 2003 r. jest już etatowym kierowcą fabrycznym Citroëna. Jeździ świetnie, lideruje, ale w ostatnim rajdzie w szalonym finiszu z Petterem Solbergiem kierownictwo Citroëna zmusza Loeba do zmniejszenia ryzyka, a więc zajęcia drugiego miejsca i zadowolenia się tytułem wicemistrza świata. Byłem wtedy obok przyszłego mistrza.

Największy sukces jego życia był dla takiego fightera równocześnie życiową porażką. Wtedy postanawia o tak ostrej jeździe od początku następnego sezonu, że żadne kombinacje szefów nie odbiorą mu złota. I przez 9 (kolejnych!) lat nie daje reszcie świata żadnych szans. Do dziś jest mistrzem niepokonanym (rekord wszech czasów), odbierając konkurentom nie tylko złote medale, ale i nadzieję. (Co na poziom RSMŚ najlepiej niestety nie wpłynęło.) Po drodze na różnych rajdach robi fajerwerki dla innych nieosiągalne, np. na Korsyce nie pozwala konkurentom wygrać ani jednego odcinka, a gdy w przypływie pomroczności jasnej wygrywający wszystko zespół Citroëna w 2006 r. zostaje rozwiązany, Loeb i tak zdobywa tytuł MŚ – prywatnie, z małym budżetem, starym autem.

W dodatku w połowie tego sezonu ma ciężki wypadek na... rowerze. Takiej szansy konkurenci nie przepuszczają, ale tłukąc się między sobą tak odbierają sobie punkty, że mistrzem świata i tak zostaje nieobecny, ale mający już osiem wygranych rajdów Loeb. Arcymistrz miał w karierze generalnie mało wypadków. W Polsce startował tylko raz, w 2009 r., z marnym skutkiem, bo nie wiedział, że na pustej drodze może „rosnąć pieniek”, na którym zdemolował zawieszenie.

Lata 2010–12 to ciągle seria błyskotliwych zwycięstw, ale też narastające zmęczenie. Do dziś eksperci głowią się, jak taki cyborg–fenomen jest w ogóle możliwy. Seb to człowiek trochę dziwny. W rajdach geniusz absolutny, a przy tym sumienny, dokładny, ale w przeciwieństwie np. do Solberga cichszy, skryty, dużo mniej medialny. Mało celebrycki. Nawet nieśmiałek. Mało czupurny, ale w au cie diabeł wcielony. Idealna proporcja muskułów i szarych komórek. Genialny naturszczyk, bo do szkół rajdowych przecież nie chodził. A jeździ pięknie – artysta, a nie rzemieślnik. Jubiler, a nie drwal. Wielki iluzjonista, potrafiący robić z samochodem rzeczy niemożliwe.

Jeździ szybko, jednak raczej ascetycznie niż barokowo. I to na wszelkich nawierzchniach – dawna opinia, że to król tylko asfaltu jest zupełnie nieprawdziwa, bo wielokrotnie spuścił manto Skandynawom w ich mateczniku – na szutrze czy lodzie w rajdach Finlandii czy Szwecji – co dla niepokornych miejscowych orłów było upokorzeniem sporym. Wygrywa na ogół wyraźnie, a w dodatku czysto, w białych rękawiczkach. Trochę źle, że w ostatnich latach nie miał z kim przegrać (a nie jest to motywujące), a do pobicia miał już tylko własne rekordy. Ta nutka znudzenia też wpłynęła na decyzję o zakończeniu kariery.

Przez wiele lat konkurenci wpierw atakowali z nadzieją, potem już raczej przez grzeczność. Moment przejścia dobrowolnie na emeryturę Loeb wybrał idealnie, bo właśnie pojawił się konkurent, jego imiennik Sebastien Ogier, który mógłby mistrza zdetronizować gwałtownie. A odejście w chwale i blasku pamięta się dłużej. Tak jak niesamowite 78 zwycięstw. Do dziś nie wiadomo czy Loeb jest człowiekiem, czy cyborgiem. Na pewno bardzo pomogła mu młodzieżowa kariera gimnastyka–akrobaty. To tam, w sporcie pozornie odległym, nauczył się wybornego refleksu, perfekcyjnej koncentracji, stoickiego spokoju i izolacji od hałaśliwego otoczenia. Więc może ani cyborg, ani przypadkowy naturszczyk, ale superprecyzyjny i megapracowity perfekcjonista.

Sebastien Loeb
Francuz, 39 lat

Absolutnie najszybszy, najbardziej utytułowany kierowca rajdowy wszech czasów. 9-krotny mistrz świata. Aktualnie emerytowany sportowiec. Na pół etatu w Citroënie (w razie czego, do wykorzystania). Żonaty, jedna córka.

amis

Zobacz także:
REKLAMA