Targi motoryzacyjne w Bangkoku. Dużo azjatyckiej egzotyki

Pod wieloma względami 40. Bangkok International Motor Show był podobny do innych imprez targowych w Europie. Pod wieloma jednak zadziwiał swoim profilem i egzotyką.

Salon samochodowy w Bangkoku Materiały prasowe
Salon samochodowy w Bangkoku, fot. Krzysztof Kowalski, justKowalski.pl

Marcowa impreza w Bangkoku jest, pod pewnymi względami, monstrualna. W 2019 roku targi odwiedziło 1,6 mln zwiedzających, czyli porównując do słynnej imprezy w Genewie, Bangkok "przebija" ją niemal 3-krotnie, a Poznań Motor Show 10-krotnie.

Targi te słyną również z tego, że masowo sprzedaje się tam samochody. Jest to tradycja, bo od pierwszej edycji w 1979 roku przyzwyczajano klientów, by decyzję zakupową podejmowali właśnie tam, gdzie będą najnowsze modele i specjalne oferty. W tym roku podpisano niewyobrażalną liczbę 42 tys. umów, poprawiając ubiegłoroczny wyniki o 15 proc.

Jakie samochody lubi tajski Kowalski? Albo auta małe, ekonomiczne, funkcjonalne, albo... pick-upy. Tajlandia to królestwo aut z odkrytą przestrzenią bagażową. Pick-upy są tutaj produkowane, eksportowane, raz po raz pojawia się jakaś wersja specjalna.

Salon samochodowy w Bangkoku Materiały prasowe
Salon samochodowy w Bangkoku, fot. Krzysztof Kowalski, justKowalski.pl

Na targach Nissan pokazał Navarę w wersji Black Edition, Toyota HiLuxa Revo Rocco, a Isuzu model D-max V-Cross Max 4x4. Jeżeli tylko firma miała pick-upa w ofercie, to prezentowała go w eksponowanej części stoiska.

W tym roku jednak to SUV-y cieszyły się największą popularnością, z 30-proc. udziałem w sprzedaży targowej. Pick-upy znalazły się na trzecim miejscu, tuż za autami osobowymi.

Najbardziej zadowoleni z uczestnictwa w targach powinni być przedstawiciele marek japońskich, a w szczególności Toyota, ze sprzedażą 6110 aut. Na podium znalazła się też Mazda (5211 sztuk) i Honda (4910 sztuk). Stawkę zamyka Rolls-Royce, który sprzedał sześć pojazdów i Bentley z pięcioma kontraktami. Myślę, że dla tych marek to wyśmienity wynik.

Salon samochodowy w Bangkoku Materiały prasowe
Salon samochodowy w Bangkoku, fot. Krzysztof Kowalski, justKowalski.pl

Prócz wyjątkowego statusu, jaki mają auta z odkrytą "paką", inna grupa pojazdów tworzy ciekawą niszę. Kto choć trochę poznał ruch uliczny w Bangkoku w godzinach szczytu, ten wie że "stanie w korku" trzeba rozumieć bardzo dosłownie. 15 minut na jednych światłach często jest normą.

Bogaci przedsiębiorcy czy menadżerowie wyższego szczebla często decydują się więc na zakup biura na kołach. Tajskie firmy sprowadzają z Japonii Toyoty Alphard lub Vellfire, tuningują je i tworzą ekskluzywne pojazdy obowiązkowo z przyciemnionymi szybami i bardzo luksusowo wyposażonym wnętrzem.

Drugi rząd siedzeń – bo to przecież tam siedzi właściciel auta – to dwa, szerokie, regulowane we wszystkich płaszczyznach skórzane fotele. Do tego dochodzą multimedia. Za takie cudo można zapłacić nawet 400 tys. złotych.

Salon samochodowy w Bangkoku Materiały prasowe
Salon samochodowy w Bangkoku, fot. Krzysztof Kowalski, justKowalski.pl

O tym, że Tajowie stawiają na elektromobilność, świadczyły ciekawe stoiska i liczba sprzedanych aut EV. Uwagę zwracał nietypowy tajsko-japoński FOMM. Firma założona w 2013 roku przez byłego menadżera Suzuki. Hideo Tsurumaki konsekwentnie rozwija pojazdy "na krótki dojazd". Skrót FOMM ma to oznaczać "First One Mile Mobility". W swoich założeniach Hideo widzi wśród klientów tych, co będą dojeżdżać tylko do kolejki, stacji metra, punktu car sharingu czy parkingu P+R.

Pokazano też prototyp... tajskiego narodowego pojazdu elektrycznego. Mimo, że był we wczesnym etapie przygotowań i raziły ręcznie przycinane elementy, to można było wyrobić sobie zdanie na temat jego finalnej wersji.

Pojazd, w pierwszym etapie sprzedaży, ma być użytkowany jako taksówka w aglomeracji Bangkoku. Firma MIND twierdzi, że przyjęła na targach 4500 zamówień. FOMM odniósł mniejszy sukces, oznajmiając że na targach 1666 klientów zdecydowało się na ich pojazdy. Biorąc pod uwagę, że obecnie w Polsce jeździ ok. 3500 aut elektrycznych (łącznie z hybrydami plug-in) powinniśmy czuć respekt wobec przekonania Tajów do zeroemisyjnej mobilności.

Salon samochodowy w Bangkoku Materiały prasowe
Salon samochodowy w Bangkoku, fot. Krzysztof Kowalski, justKowalski.pl

Gdy siadamy w aucie przygotowanym na tajski rynek i zaczynamy bawić się pokrętłami, uświadamiamy sobie, że coś jest nie tak. Są kierunkowskazy, światła, wentylacja, klimatyzacja, ogrzewanie... właśnie! Samochody na tajski rynek nie mają możliwości ogrzewania wnętrza. Pokrętło jest wyskalowane wyłącznie w kolorze niebieskim, można więc bardziej lub mniej wnętrze... schładzać. Ale tu nikt o zimie nie słyszał. Może być sucho lub wilgotno, ciepło lub gorąco.

Gdy obejrzy się samochody warto wybrać się do części akcesoryjnej. Mój wzrok przykuła oferta... dywaników samochodowych. Nie sądzę by miał to być ukłon w stronę środowisk LGBT ale dywaniki są we wszystkich kolorach tęczy. Róże, pomarańcze, jaskrawe czerwienie nie są czymś wyjątkowym. Są tak zaprojektowane, że często obejmują pionowe elementy podłogi i pozwalają na "rozświetlenie" wnętrza pojazdu.

Bangkok International Motor Show pokazuje, że pojazdy dobrze nam znane cieszą się popularnością w Tajlandii i Tajowie wybierają wśród ofert uznanych marek. Nie boją się jednak nowych trendów, o czym świadczy zainteresowanie elektromobilnością. Czy zapowiada się ciekawa walka, walka między ukochanymi przez Tajów pick-upami, a pojawiającymi się już elektrykami?

Autor prowadzi blog o podróżach justKowalski.pl

Zobacz także: szukasz samochodu? Tu znajdziesz najlepsze oferty

Zobacz również:
REKLAMA